Strony

środa, 7 maja 2014

Landfermann, Manderscheid, Gramss, Oetz - Basz

Klaeng Records 001, 2013 
Robert Landfermann – double bass
Dieter Manderscheid – double bass
Sebastian Gramss – double bass
Joscha Oetz – double bass 
Rhodvach; Kolaps; Pana Po’o; Foeir; Omega; Jayus; Windstille; Itrekun; Stolid; Komorebi; Quartz; 100-1; Goya 

listen online:
 english version below

Rzadkością jest słuchać albumu na cztery kontrabasy, tym bardziej tak ciekawego i wybitnego nagrania, nie tylko w kontekście kontrabasowej literatury. Basz to coś znacznie więcej, niż album czterech wirtuozów, którymi niewątpliwie są: Robert Landfermann, Dieter Manderscheid, Sebastian Gramss i Joscha Oetz.

Zaczyna się bardzo mocno, jakbyśmy słuchali przesuwających się płyt tektonicznych na szelfie kontynentalnym. Tak poważne otwarcie uświadamia jak fizykalnym doświadczeniem może być rezonansowa dramaturgia kontrabasów. Nakładające się warstwy harmonii i rejestrów kojarzą mi się tu z pracą studyjną Johna Eckhardta. Muzycy imponują teksturalną i przestrzenną inwencją, świadomością przepływu czasu oraz tym, jak pozwalają formom odpowiednio wyrosnąć, nabrać różnorodnych kształtów. Niesamowite jest użycie ciszy i samokontrola. Maestria grających sprawia, że nawet zabiegi, wydawać by się mogło przypadkowe, są wysoce uporządkowane i jednocześnie elastyczne. Migoczące akompaniamenty i subtelne współbrzmienia budują harmonie i struktury o niesamowitej dźwięczności; intrygujące, ulotne i asymetryczne. Artyści bez nadmiernej afektacji transformują kompulsywne linie Kolaps, gdzie niepokojące dysonanse spotykają delikatność, a rytmiczna sprężystość przestrzeń intymności. Repetycje w danym rejestrze, zabawa barwą, spajane są niebywałą interakcją i przepływem rytmów, kształtów i ruchu. 
To płyta idealnej syntezy, na której tajemnicze i wymowne poematy, jak Windstille, usystematyzowanie wysokości i trwań 100-1, rozkwitają bogato i swobodnie polaryzują. Naturalne podziały czasowe z efektem zanikania dźwięku i nieprzewidywalnych reakcji tworzą ascetyczne miniatury, które wirują w półcieniu industrialnych pociągnięć smyczków. Czasem sztywno, mechanicznie, gwałtownie jak w pierwszych frazach Jayus, zaburzając linearną progresję nagłymi zwrotami rytmicznymi, to znowu budując niespotykaną bliskość – muzycy subtelnymi preparacjami, instynktownie wznawiają grę. Permutacje delikatnych linii melodycznych zawierają wewnętrzną złożoność. Obecna jest tu szczegółowość, rytmiczna przejrzystość, dążenie do nadania dźwiękom waloru trwałości i skończoności, jak w niesamowitym zamykającym album Goya.
 
Nagranie jest komunikatywne, różnorodne pod względem strategii kompozytorskich i nastrojów, zaś zwarte formy oscylują pomiędzy 1:09 a 5:12. Album na półce stawiam obok „Unveil” Marka Dressera, „Null” Roberta Landfermanna i „Sonomondo” duetu Dresser/Frances-Marie Uitti. Rubinowo – granatowa muzyka oceanicznych głębin „Basz”.

*** 

The rarity is to listen to the album for four basses, but even greater rareness is to hear so exquisite music not only in the context of the double bass literature. “Basz” is much more than an album of four virtuosos, which Robert Landfermann, Dieter Manderscheid, Sebastian Gramss and Joscha Oetz undoubtedly are.

From the very first sound of the recording it approaches me a feeling of communing with something exceptional, opening is in fact very much as soundtrack to the gigantic unknown machinery working or as we were listening to the movement of tectonic plates on a continental shelf. Such a prelude demonstrates how significantly physical experience resonant basses dramaturgy can be. The layers of harmony and registers are overlapping, reminding me here of John Eckhardt’s studio works. Musicians impress here with a textural and spatial inventiveness, awareness of the time lapse, they guide and enable forms to grow adequately and obtain variety of shapes. The usage of volume and self-control is also highly unique. The virtuosic performance makes even the treatments, that might be considered as a random activities, as a highly organized but also flexible and very much ardent at the same time. Twinkling accompaniments and subtle harmonies and chords build the structure of the improbable sonority; intriguing, elusive and asymmetric. Without excessive affectation the musicians are transforming compulsive lines as in Kolaps, in which the alarming dissonance meet delicacy and rhythmic springiness the area of the intimacy. Detailed and enchanting, short configurations on the altitude characteristics of the sound itself are unprecedentedly bonded with interaction and constant flow of the ideas: rhythms, shapes and movement. Compact gestures, tapping on the body of the instruments, counterpoint, polyrhythm, metric diversity and tensions are formed here very naturally in an organic manner (Omega). 

It's an ideal synthesis album, mysterious and meaningful poems, as Windstille, systematizing the height and durations 100-1, blossom lavishly and freely polarize. Ascetic miniatures, natural time divisions of sound fading and reverberation, unpredictable interactions spin in the penumbra of consecutive industrial pulls (Quartz). At times rigidly, mechanical, sharply as in the first phrases of Jayus, disrupting linear progression with sudden rhythmic reimbursements, then again musicians with a subtle preparations are developing an unprecedented closeness, instinctively renewing the play. The gentle melodic lines permutations have an inner decorative complexity. Responsibility, details, rhythmic clarity strive to give to the sounds  an asset of stability and finiteness is presented here, as in the postlude to the album, astounding Goya.

The recording is comprehensible and communicative. Its compact forms oscillate between 1:09 and 5:12, are intriguing and varied in terms of compositional strategies and moods. I put the album on the shelf next to such a fulcrum, far-reaching recordings as Mark Dresser’s “Unveil”, Robert Landfermann’s “Null” or Dresser/Frances-Marie Uitti’s "Sonomondo". It’s a music of a dark blue ocean depths “Basz”.